Przejdź do treści

Troszkę wspomnień

Pielgrzymka autokarowa

W sobotę, 10 lipca odbyliśmy autokarową pielgrzymkę do Sanktuariów Ziemi Podlaskiej. Odwiedziliśmy Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej, gdzie braliśmy udział we Mszy Świętej, a następnie wysłuchaliśmy historii cudownego obrazu i zwiedziliśmy klasztor oraz otaczające go ogrody.

 

Następnie udaliśmy się na posiłek, przygotowany w Domu Pielgrzyma, gdzie uraczono nas wspaniałym żurkiem i bigosem. Historia Sanktuarium i cudownego obrazu Matki Bożej Kodeńskiej jest ściśle związana z rodem Sapiehów. Jednak cała historia zaczyna się znacznie, znacznie wcześniej…

Z historią powstania obrazu Madonny Gregoriańskiej wiąże się legenda, sięgająca swymi korzeniami aż do czasów apostolskich. Na mocy testamentu Chrystusa z Krzyża, Maryja stała się Matką Kościoła, przebywając ze wspólnotą wyznawców Jezusa aż do momentu swego Wniebowzięcia. Jednym z uczniów Pana, który miał wykonać Jej wizerunek, był św. Łukasz Ewangelista. Według tradycji przekazywanej w Kościele, namalował portret Maryi na desce drzewa cedrowego w Nazarecie oraz wykonał figurę Matki Bożej (w ołtarzu po prawej stronie z namalowanym portretem Matki Bożej). Postać Bogarodzicy miała trafić na przestrzeni pierwszych wieków historii Kościoła do Konstantynopola – stolicy chrześcijańskiego Wschodu. To właśnie tutaj zobaczył figurę na własne oczy młody mnich benedyktyński o imieniu Grzegorz, który urzeczony pięknem rzeźby, kiedy został obrany papieżem Grzegorzem Wielkim, sprowadził ją do Stolicy Piotrowej (postać św. Grzegorza widzimy po lewej stronie obrazu z trójramiennym pastorałem). Odtąd wizerunek Matki Bożej złączył swoje dzieje z Rzymem, nosząc od imienia Ojca Świętego nazwę Matki Bożej Gregoriańskiej.

W VI wieku chrześcijaństwa zakon benedyktyński prowadzi wzmożoną ewan­gelizację na terenie Europy, zwalczając wciąż obecną pośród wierzących herezję arianizmu. Do Rzymu przybywa biskup Leander z hiszpańskiej Sewilli (postać za papieżem Grzegorzem), który znał się z Grzegorzem Wielkim jeszcze z czasów, gdy ten ostatni sprawował funkcję nuncjusza papieskiego przy cesarzu wschodnim w Konstantynopolu. Wielka pobożność biskupa Leandra i troska o prawowierność ludu hiszpańskiego, skłoniły go, aby poprosić Ojca Świętego o podarowanie cudownej figury Matki Bożej Gregoriańskiej do hiszpańskiego opactwa benedyktyńskiego w miejscowości Guadalupe. Stąd wywodzi się drugi tytuł Madonny – Matka Boża z Guadalupe. Nie trudno wyobrazić sobie ból rozstania z ukochaną przez Grzegorza figurą. W tym samym czasie przybywa do Rzymu mnich benedyktyński Augustyn – późniejszy arcybiskup Canterbury i wielki apostoł Brytanii (figura za postacią św. Łukasza). Ten, obdarzony talentem malarskim, na podstawie rzeźby, która miała trafić do Guadalupe, namalował obraz Matki Bożej. Znajdował się on w Rzymie aż do wieku XVII. Monumentalny wizerunek o wymiarach 128 na 223 cm przedstawia Maryję w szatach królewskich z Dzieciątkiem Jezus na lewej ręce i berłem w prawicy. Zważając jednak na wykonanie obrazu przy pomocy farb olejnych, trzeba stwierdzić, że powyższa tradycja powstania wizerunku jest wątpliwa. Być może jednak dzisiejszy obraz jest kopią wizerunku autorstwa św. Augustyna z Canterbury?

Czwarty w kolejności właściciel Kodnia Książe Mikołaj Sapieha zwany Pobożnym, w 1629 roku rozpoczyna budowę murowanej świątyni w rynku miasta, w pobliżu drewnianego kościoła parafialnego pw. św. Anny. W trakcie budowy ciężko zachorował – efektem choroby miał być paraliż. Budowa świątyni została przerwana. Za namową żony, Mikołaj udał się w pielgrzymce do Rzymu, aby tam prosić o łaskę zdrowia. Dziedzic Kodnia, który w młodości studiował na Zachodzie i dobrze znał Wieczne Miasto, chętnie zgodził się na wyjazd do Rzymu, nie zważając na trudy drogi. Wyprawa była ciężka nie tylko ze względów logistycznych, ale przede wszystkim dlatego, że główny pielgrzym leżał sparaliżowany. Kiedy orszak Mikołaja dociera do Rzymu, spotyka się z niezwykle hojnym zaproszeniem Ojca Świętego Urbana VIII na Mszę św., sprawowaną w prywatnej kaplicy papieskiej na Watykanie. To tutaj po raz pierwszy Mikołaj Sapieha miał zobaczyć wizerunek Matki Bożej Gregoriańskiej lub Guadalupeńskiej. Eucharystia sprawowana przez Urbana VIII przed tym wizerunkiem miała całkowicie odmienić życie pielgrzyma z Polski. Mikołaj Sapieha doznał łaski całkowitego uzdrowienia. Możemy jedynie wyobrażać sobie radość i wdzięczność, które wypełniały jego serce. Zrodziło się również gorące pragnienie, aby cudowny wizerunek zabrać ze sobą do Kodnia i umieścić w budującym się kościele rodowym. Zapewne Mikołaj zwrócił się do papieża z prośbą, aby ten obraz mu podarował. Jak dowiadujemy się jednak z późniejszych wydarzeń, Ojciec Święty musiał mu odmówić. Mikołaj Sapieha postanawia zatem uciec się do czynu niepobożnego, który jednocześnie obnaża jego wielką miłość do Matki Bożej Gregoriańskiej. Miał przekupić papieskiego zakrystiana, obiecując mu 500 złotych dukatów w zamian za wizerunek z kaplicy Urbana VIII. Natychmiast po uzyskaniu obrazu, orszak Mikołaja rozpoczyna ucieczkę do Kodnia. Możemy jedynie domyślać się wyrazu twarzy papieża, który nazajutrz rano pobożnie stanął przed ołtarzem i zobaczył puste miejsce po płótnie. Za Mikołajem zatem wyrusza pościg, który ma zatrzymać zuchwałego pielgrzyma. Dziedzic Kodnia był jednak wytrawnym żołnierzem – pościg udało się zgubić. Mikołaj Sapieha dociera z wizerunkiem do Kodnia 15 września 1631 roku. Ze względu na fakt, że budowa kościoła była nieukończona, obraz Matki Bożej trafił do kaplicy zamkowej pw. Ducha Świętego (do dzisiaj w prezbiterium można zobaczyć drewnianą zasłonę wizerunku). Niemniej jednak Sapiehę miał dosięgnąć w końcu gniew papieża. Urban VIII za świętokradztwo miał ukarać go karą ekskomuniki. Od tego momentu Sapieha był wyłączony ze wspólnoty Kościoła: nie mógł przyjmować sakramentów, ciążył na nim zakaz przestępowania progu jakiejkolwiek świątyni, po śmierci nie mógł być pochowany w ziemi poświęconej. Kara dotknęła również jego rodzinę: jego żona miała zostać publicznie ogłoszona wdową, a dzieci sierotami.

Ruszyły prace nad wykończeniem świątyni. Nad całością architektoniczną czuwał murator cechu lubelskiego Jan Cangerle, który nadał świątyni kształty charakterystyczne dla tzw. renesansu lubelskiego – bogate stiukowe sztukaterie, kopuła wraz ze wzornictwem. Mikołaj Sapieha nie mógł jednak wchodzić do świątyni, ani uczestniczyć w nabożeństwach, które tutaj się odbywały. Tradycja przekazuje, że kazał dobudować nad zakrystią dwa pomieszczenia, wybić okna w ścianie prezbiterium, a nad kaplicą boczną, w której miał się znaleźć obraz Matki Bożej Kodeńskiej uczynić balkon, na który do dziś jest wejście od strony wspomnianych wyżej pomieszczeń. W ten sposób, nie łamiąc zakazu, mógł przysłuchiwać się modlitwom zanoszonym w świątyni.

Ekskomunika jest jednak karą poprawczą, która ma nakłonić grzesznika do nawrócenia. W 1636 roku Sapieha udaje się w drugą podróż do Rzymu (zachowały się z niej rachunki, jakie płacił w gospodach). Celem pielgrzymki pokutnej miało być zdjęcie klątwy papieskiej. Szukając przyczyn takiej decyzji papieża, można wskazywać na wiele sytuacji, jak chociażby udział Sapiehy w sejmie nadzwyczajnym w 1635 roku, na którym omawiano kwestię związku małżeńskiego króla z siostrzenicą Karola I Stuarta – Elżbietą. Sapieha miał się temu sprzeciwić, upatrując w tym małżeństwie możliwość umocnienia się wpływów reformacyjnych – księżniczka była bowiem luteranką. Kolejnym powodem mogła być chociażby postawa Sapiehy, broniącego Kościoła Katolickiego (jak chociażby podczas obrad komisji korektury prawa Wielkiego Księstwa Litewskiego w 1636 roku w Wilnie). Niemniej jednak przypuszcza się, że w sprawie zdjęcia kary zaangażowany był Nuncjusz Apostolski w Polsce – bp. Honorat Visconti. Papież Urban VIII miał karę cofnąć (a nawet nakazać wymazanie faktu rzucenia klątwy), a obraz został ofiarowany Sapiesze – wskazuje na to wypis z Tajnych Archiwów Watykańskich, którego kopia znajduje się w Kodniu.

Za odzyskane zdrowie, Mikołaj Sapieha wraz z żoną Anną, składa w ofierze dla wizerunku Matki Bożej Kodeńskiej: “koronę, berło, słońce, miesiąc, gwiazdy wszystko w złoto, srebro i kamienie misternie oprawione”. Wota te tworzą późniejszą srebrną suknię obrazu, ufundowaną około 1662 roku przez Konstancję Herbutównę. Wisiał na niej Order Złotego Runa, który otrzymał ojciec Mikołaja Piusa Sapiehy (na obrazie order został domalowany). Znalazły się na niej także srebrne tablice fundacji Władysława Sapiehy z 1690 roku, na których po raz pierwszy czytamy spisane dzieje obrazu i kradzieży w Rzymie. W XX wieku w literackie ramy ujęła tę historię Zofia Kossak w powieści “Błogosławiona wina”.

Mikołaj Sapieha przywiózł z Rzymu wiele relikwii, których spis uczynił własnoręcznie, poświadczając ich autentyczność. Większość z nich znajduje się obecnie w dawnej kaplicy Matki Bożej Kodeńskiej, a obecnie kaplicy św. diakona Szczepana. Pośród kodeńskich relikwii na szczególną uwagę zasługuje głowa św. Feliksa – papieża i męczennika z III w. Pielgrzymi otrzymują przy niej specjalne błogosławieństwo, upraszając za jego wstawiennictwem łaskę szczęścia w życiu codziennym.

Kościół św. Anny w Kodniu uzyskuje ostateczny kształt dopiero w 1709 roku, kiedy Jan Fryderyk Sapieha ozdabia go parawanową barokową fasadą i wznosi smukłą wieżę. W tym samym roku papież Klemens XI wydaje bullę, ustanawiającą Infułację Kodeńską kościoła św. Anny.

Jan Fryderyk Sapieha (1680-1751) skierował prośbę do Watykanu o papieską koronację obrazu Matki Bożej Kodeńskiej. Obraz Matki Bożej był koronowany koronami papieskimi w roku 1723. Była to trzecia koronacja obrazu na terenach dawnej Polski: pierwsza koronacja koronami papieskimi miała miejsce na Jasnej Górze – 1717, potem w Trokach k. Wilna – 1718 i  w Kodniu – 15 sierpnia 1723 r. Obecnie na obrazie Matki Bożej Kodeńskiej umieszczone są korony ufundowane przez Diecezję Podlaską w jubileuszowym roku 2000 (ich poświęcenia dokonał bp Jan Mazur) – korony papieskie pozostają zabezpieczone.

Podczas rozbiorów Polski car ukarał Kodeń za to, że mieszkańcy Kodnia brali udział w Powstaniu Styczniowym  w 1864 – odbyła się tutaj potyczka, w której oddział carski został rozgromiony. Kodeń utracił prawa miejskie, ponadto zlikwidowano wszystkie parafie katolickie. Unicka cerkiew św. Michała została rozebrana przez wyznawców prawosławia, a wokół niej wojska carskie urządziły krwawe prześladowania unitów. Świadkiem tamtych wydarzeń jest stojąca do dziś Brama Unicka z czerwonej cegły. Prześladowania dosięgły wszystkie parafie unickiego dekanatu kodeńskiego – najbardziej krwawe miały miejsce w parafii Pratulin.

Przejęto również kościół infułacki św. Anny. Zamieniono go na prawosławny sobór św. Trójcy. Wcześniej rozgrabiono całe wyposażenie świątyni: zdjęto okazałą galerię portretową rodu Sapiehów (dziś znajduje się ona na Wawelu), wywieziono: główny ołtarz do Opinogóry na Mazowsze, pięć ołtarzy do Kadzidła na Kurpiach, duży obraz św. Anny z bocznej kaplicy do katedry w Łomży, oraz pozostałe ołtarze i obrazy do pobliskich parafii. Również obraz Matki Bożej Kodeńskiej został przez zaborcę zabrany i wywieziony na Jasną Górę. Przez 52 lata przebywał w kaplicy Serca Pana Jezusa w Bazylice Jasnogórskiej – do dziś jest tam pamiątkowa tablica, a w Wieczerniku Jasnogórskim znajduje się ołtarz poświęcony Matce Bożej Kodeńskiej. Katolicy kodeńscy obu obrządków nie mieli możliwości korzystania z sakramentów.

Sytuacja zmieniła się w 1905 roku wraz z ukazem tolerancyjnym cara. Przynajmniej kościół infułacki został zwrócony katolikom obrządku łacińskiego. Do Kodnia przybył również kapłan katolicki. Na jego spotkanie w stronę stacji kolejowej Kodeń (dziś za Bugiem), wyszli kodeńscy parafianie. W miejscu spotkania, na błoniach obok kalwarii, stoi zabytkowy krzyż. Ksiądz Ludwik Molle spoczywa dziś w cieniu kodeńskiego kościoła.

Po odrodzeniu diecezji podlaskiej, czyli siedleckiej – bp Henryk Przeździecki szukał zgromadzenia zakonnego, które podjęłoby się pracy duszpasterskiej w Kodniu. Nowymi kustoszami sanktuarium stali się Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Zakonnicy zastali puste mury świątyni, ale od razu przystąpili do pracy, aby przygotować kościół na powrót Królowej Podlasia. Udało się odzyskać ołtarz z Opiniogóry, w którym dziś na powrót znajduje się obraz. Obecny wystrój świątyni został wykonany przez Mariana Kiersnowskiego, który pracował nad nim 16 lat. Wykonał: ambonę, balaski, stalle, figurę Serca Pana Jezusa, stacje Drogi Krzyżowej, cztery boczne ołtarze, prospekt organowy. Wykonał też kamienną figurę Matki Bożej Kodeńskiej, którą umieszczono na jego grobie w Kodniu. Niestety wiele z jego projektów nie udało się zrealizować ze względu na II wojnę światową.

Tymczasem obraz Matki Bożej Kodeńskiej ruszył w drogę powrotną z Jasnej Góry do Kodnia. Biskup Henryk Przeździecki przewiózł go najpierw do Warszawy, gdzie nad renowacją płótna pracował prof. Jan Rutkowski. Obraz trafił do katedry warszawskiej, gdzie gromadził tłumy wiernych. Był również w kaplicy Zamku Królewskiego – tutaj przed nim biret kardynalski otrzymał Prymas Polski August Hlond oraz Wawrzyniec Lauri – Nuncjusz Apostolski w Polsce. Następnie wizerunek trafił do Siedlec, gdzie podczas głoszonych misji świętych, odwiedzały go tłumy czcicieli. W 1927 roku obraz Matki Bożej Kodeńskiej ruszył w drogę na swoje miejsce – do Kodnia. Uroczystości miały bardzo podniosły charakter – Matka Boża Kodeńska wieziona była na powozie zaprzężonym w sześć białych koni. Na trasie cudowny obraz zatrzymał się w Krzesku, Zbuczynie, Międzyrzecu Podlaskim, Białej Podlaskiej, Horbowie i Terespolu. Od Terespola za obrazem kroczył pieszo biskup siedlecki. Uroczystości powrotu wizerunku objęły patronatem  najwyższe władze państwowe, a wydarzenia na rynku w Kodniu były transmitowane przez Polskie Radio.

W godzinach wieczornych 3 września 1927 roku Matka Boża Kodeńska wkroczyła do Kodnia. Całonocne czuwanie miało miejsce przy “Placencji” (letniej siedzibie Sapiehów). Pamiątką podniosłej chwili jest kapliczka w parku przy drodze z Terespola.

Na główne uroczystości powrotu z wygnania, które miały miejsce 4 września 1927 roku, przybył potomek Sapiehów Kodeńskich – metropolita krakowski – Adam Kardynał Sapieha. Celebrował Eucharystię na rynku kodeńskim, podczas której udekorował najwyższym odznaczeniem papieskim – medalem “Pro Ecclesia et Pontifice” – 31. bohaterskich unitów krwawo prześladowanych za jedność Kościoła. Następnie obraz uroczyście wprowadzono do świątyni infułackiej i umieszczono już w głównym ołtarzu. Warto nadmienić, że w późniejszych latach kard. Adam Sapieha wspierał tę świątynię, ofiarując jej paramenty liturgiczne i mitrę dla infułata kodeńskiego. Srebrna suknia została zdjęta z wizerunku i odtąd będzie służyła jako zasłona obrazu.

W roku 1969 przypadała 150. rocznica powstania diecezji podlaskiej, czyli siedleckiej. Według życzenia biskupa, główne uroczystości odbyły się w Kodniu. Zaproszono na nie Prymasa Polski, Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Karola Kardynała Wojtyłę – Metropolitę Krakowskiego oraz 13 biskupów z naszego kraju.

Rok 1973 z przypadającą 250. rocznicą papieskiej koronacji obrazu, przyniósł kolejne ważne wydarzenie dla Kodeńskiego Sanktuarium. Ojciec Święty Paweł VI listem apostolskim “Tum Romani Pontifices” podnosi świątynię infułacką do godności Kościoła Papieskiego, czyli Bazyliki Mniejszej.

Cztery lata później – w 1977 roku – przypadała 50. rocznica powrotu obrazu Matki Bożej Kodeńskiej do Kodnia. Z tej okazji biskup siedlecki ogłosił Rok Maryjny. Odbyła się również peregrynacja po parafiach dziekańskich kopii cudownego wizerunku. Na uroczystości wrześniowe zjechało do Kodnia 24 biskupów oraz najznakomitszy gość – kard. Karol Wojtyła, który wygłosił poruszające kazanie:

„Starajmy się jeszcze raz zrozumieć ten przedziwny czyn, który stał u początku dziejów Matki Bożej Kodeńskiej. Wedle zwyczajnych ludzkich sposobów rozumienia Mikołaj Sapieha, dziedzic Kodnia, zwany Pobożnym, dopuścił się bardzo niepobożnego czynu. Bez zezwolenia papieża Urbana VIII zabrał obraz z jego kaplicy. Można by powiedzieć: ukradł…

Wydaje się jednak, że aby zrozumieć tę błogosławioną winę, trzeba uświadomić sobie, iż ten obraz, zanim został wzięty, był mu w jakiś sposób darowany. Nie przez papieża Urbana VIII. Myślę, że darowała mu go sama Bogarodzica.

(…) Mikołaj Sapieha czuł ten szczególny duchowy proces, któremu koniecznie potrzebna była Matka – obecność matki, Matki, która jednoczy: Matki, która zna wszystkie swoje dzieci, bez względu na to czy mówią po polsku, czy mówią po rusku, czy mówią po litewsku. Zna je jako dzieci i jest im wspólną, jedną Matką. I oni przy Niej, przez Nią, stają się także jednym Kościołem, jedną owczarnią.

Popatrzcie, Drodzy Pielgrzymi, raz jeszcze na ten wizerunek. Chociaż początki jego sięgają zachodnich krańców Europy, jest w nim coś takiego, co mogło przemawiać do ludzi tej ziemi, co mogło łączyć i faktycznie łączyło wszystkie dzieci Boże: te mówiące po polsku, te mówiące po rusku i te mówiące po litewsku – w jednym Kościele, w jednej owczarni.

Przed 50 laty pierwszy Biskup odnowionej diecezji podlaskiej w odrodzonej Rzeczypospolitej: po okresie przeszło 100-letniej niewoli, sprowadził uroczyście Matkę Bożą Kodeńską na to miejsce, z którego została wygnana. Dokonało się to nie tylko w sposób uroczysty, ale i w sposób serdeczny. Z Siedlec do Kodnia pielgrzymi z biskupem na czele przeszli pieszo. Dziękowali za Jej powrót (…) 

A kiedy przyszedł ten dzień, że powróciła – początek września 1927 roku – tak jak teraz, wówczas cały lud świętej ziemi ruszył ze swoimi duszpasterzami, ze swoimi biskupami, ze swoim pasterzem, pielgrzymując pieszo na to miejsce, ażeby radować się z odzyskanego znaku swojej jedności. 

Tę jedność w Kościele Chrystusowym, jedność Ludu Bożego w szczególny sposób Ona oznacza. Są takie wybrane wizerunki, które temu w szczególny sposób służą. Tę jedność Ona wyraża. Tę jedność Ona sprawia. Taka jest tajemnica tego kodeńskiego obrazu, który miał za sobą dziwną przeszłość…”

Druga peregrynacja Matki Bożej Kodeńskiej odbyła się w latach 1980-1981, w związku z przypadającą 350. rocznicą przybycia do Kodnia wizerunku. Kopia obrazu odwiedziła wtedy 287 parafii diecezji siedleckiej. Podczas głównych uroczystości – w obecności kard. Franciszka Macharskiego – bp Jan Mazur ponowił akt oddania diecezji Matce Bożej Kodeńskiej.

W roku 2011 obchodzono w Kodniu 500-lecie nadania praw miejskich. W 2017 roku przypadnie 500. rocznica erygowania rzymskokatolickiej parafii w Kodniu przez Jana Sapiehę – była to pierwsza świątynia parafialna w kodeńskich dobrach Sapiehów. Niestety drewniany kościół Ducha Świętego nie zachował się do naszych czasów.

 

Kolejnym miejscem naszej pielgrzymki była cerkiew Św. Nikity w Kostomłotach. Parafia katolicka obrządku wschodniego w Kostomłotach powstała w 1627 r. na fali wydarzeń związanych z zawarciem tzw. Unii Brzeskiej. Kostomłoty leżą nad pięknym i malowniczym Bugiem w odległości niespełna 15 km od Brześcia. Drewniana kostomłocka cerkiew pochodzi z pierwszej połowy XVII w. Patronuje jej męczennik – rzymski legionista Nicetas, który oddał życie za Chrystusa w 370 r. na terenie dzisiejszych Węgier. Jak święty pierwszego tysiąclecia czczony jest zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie chrześcijaństwa. W cerkwi znajduję się piękna ikona św. Nikity pochodząca również z XVII w. Na jej rewersie można przeczytać następująca dedykację: „ Obraz ten dla nowo pobudowanej cerkwi unickiej w Kostomłotach ofiarowała Teodora z Pryłuk z mężem i synami. 1631 r.„ Cerkiew Kostomłocka od samego początku była świątynia katolicką i taką pozostanie, choć nieraz w dalszej i bliższej historii gromadziły się nad nią ciemne chmury roszczeń obcych, wspieranych zaborczymi dekretami carów.
Przełomowym momentem w dziejach Kościoła Unickiego był Synod Zamojski z 1720 r., od czasów którego nastąpił niebywały rozwój Kościoła, nazywanego również od tego synodu greckokatolickim. Tuż przed ostatnim rozbiorem Polski w 1795 r. skupiał on w 8 diecezjach ok. 7 milionową rzeszę wiernych, posiadał 147 klasztorów męskich, prowadził liczne szkoły, szpitale, drukarnie oraz szeroką działalność społeczno-kulturalną i dobroczynną. Czas rozbiorów pod rządami prawosławnych carów to dla Kościoła Greckokatolickiego jedno wielkie pasmo cierpień. Sukcesywnie ograniczając swobodę jego działania, podjęto akcję rusyfikacji prowadzoną pod pretekstem tzw. oczyszczania obrządku z naleciałości łacińskich, by na koniec ujawnić prawdziwe intencje tych działań – oderwanie Unitów od jedności ze Stolicą Piotrową.
W 1875 r. dokonał się akt ostatecznej likwidacji Kościoła Greckokatolickiego. W tymże roku zlikwidowano ostatnią istniejąca w ramach Królestwa Polskiego, tzw. Kongresówki greckokatolicką diecezję chełmsko-bełską. Kasatę poprzedziły krwawe prześladowania. Opornych, nie godzących się na przejęcie parafialnej cerkwi przez duchownych prawosławnych poddawano szykanom ekonomicznym, psychicznym a często i fizycznym. Unici godzinami przetrzymywani byli na trzaskającym mrozie, stosowano wobec nich chłostę, kary pieniężne. Unickie wioski miesiącami, a nawet latami musiały własnym utrzymywać odziały wojska carskiego, co w efekcie prowadziło ludzi do nędzy. Wszystko po to, by zmusić opornych do przyjęcia prawosławnego duchownego na miejsce dawnego unickiego proboszcza. Tych ostatnich, wiernych katolicyzmowi najczęściej spotykał los zesłańców. Na koniec prześladowcy posunęli się do radykalnych środków przymusu i terroru. Wg prof. H. Dyląg w 59 miejscowościach odnotowano przypadki śmiertelnych ofiar wśród Unitów. Najbardziej spektakularne przypadki męczeństwa miały miejsce w Polubiczach, Drelowie i Pratulinie, gdzie do okupujących cerkiew mężczyzn otwarto ogień. W Pratulinie i Drelowie zginęło łącznie 26 mężczyzn. Na pamiątkę tych wydarzeń, jeszcze w tym samym 1874 r. w Paryżu wybito medal. Na jego awersie umieszczono nazwy 3 wspomnianych wyżej miejscowości, na rewersie zaś wymowny napis: „ Braciom Rusinom pomordowanym przez carat moskiewski za wierność dla Kościoła i Polski”.
Parafia kostomłocka podzieliła los likwidowanej diecezji. W 1875 r. plebanię, po uprzednim usunięciu proboszcza unickiego, zajął duchowny prawosławny. Od tej chwili ludzie przestali odwiedzać cerkiew. Powszechną praktyką stało się organizowanie życia religijnego w podziemiu, najczęściej w prywatnych domach, a nawet lasach. „Nowy” proboszcz bał się użyć wojska w celu przymuszenia miejscowej ludności do prawosławia, jak miało to miejsce w innych parafiach. Osobiście podjął się agitacji. Odwiedzał domy, przekonywał i namawiał. Najczęściej w efekcie zastawał głucho zamknięte drzwi domów i serc Unitów, którzy tęsknili za swoim obrządkiem i duszpasterzami. W tej sytuacji prawosławny posunął się nawet do oszustwa interpretując wyjątkowo dotkliwą powódź z 1882 r. jako karę Bożą za opór trwających przy swej wierze Unitów. Prosty lud dał się wreszcie zastraszyć. Pierwsze rodziny, a z czasem za ich przykładem następne przekroczyły próg prawosławnej już wówczas cerkwi. Zastali ją urządzoną „ po nowemu”. Pod koniec XIX w. usunięto ze świątyni typowe po synodzie zamojskim ołtarze boczne i tzw. wielki , a w ich miejsce zainstalowano ikonostas. Wszystko, co kojarzyło się z katolicyzmem wrzucano do ognia. Taki los spotkałby również piękną ludową rzeźbę św. Antoniego, gdyby nie to, że w ostatniej chwili wyratował ją z ognia skruszony parafianin. Przechowywana dziesiątki lat na strychu cerkwi dziś odbiera cześć w odrodzonej parafii katolickiej.
Z początkiem wieku XX zmienia się sytuacja prześladowanych Unitów. Po przegranej wojnie z Japonią i pod wpływem pogarszającej się sytuacji wewnętrznej w cesarstwie car Mikołaj II wydaje w 1905 r. tzw. Ukaz Tolerancyjny. Nie gwarantuje on wprawdzie Unitom pełnej wolności, gdyż nie pozwala na odrodzenie się Kościoła greckokatolickiego, umożliwia jednak byłym Unitom formalną zmianę obrządku na rzymsko-katolicki. Do 1905 r. za korzystanie z posługi księży rzymskokatolickich, tak Unitom, jak i samym księżom groziła zsyłka na Syberię. Wielu doświadczyło tych represji. Za pomoc Unitom w 1867 r. zlikwidowano nawet całą diecezję łacińską -janowską czyli podlaską, a jej biskupa Beniamina Szymańskiego internowano. Biskup Szymański wspierał Unitów. Między innymi sprowadził z Rzymu relikwie Św. Wiktora – męczennika z czasów katakumb. Z tej okazji w parafiach łacińskich urządzono misje święte, na które tłumnie ściągali Unici. To z kolei posłużyło za bezpośredni pretekst do wspomnianych represji i kasaty diecezji. W efekcie carskiego ukazu, wg danych H. Dylągowej w latach 1905-1906 na obrządek łaciński oficjalnie przepisało się ponad 250 tys. byłych Unitów. W ten oto sposób na południowym Podlasiu w krótkim czasie opustoszały niemalże wszystkie cerkwie prawosławne. Nieliczni pozostali przy prawosławiu, głownie duchowni i rodziny urzędników administracji carskiej ostatecznie opuściły Polskę w obawie przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi w czasie I wojny światowej w 1915r. Po odrodzeniu się Polski reaktywowano łacińską diecezję janowską. Jej pierwszy biskup Ks. Henryk Przeździecki, człowiek wielkiego serca i szerokich horyzontów przejął się losem pozostawionych bez duszpasterskiej opieki dawnych Unitów, siłą w okresie zaborów wcielonych do prawosławia. Za zgodą Stolicy Apostolskiej oraz we współudziale biskupów łacińskich Wilna i Pińska podjął starania o odrodzenie Kościoła greckokatolickiego w ramach tzw. Neounii. W rezultacie pod koniec 1927 r. funkcjonowało już 14 parafii neounickich skupiających ok. 20 tys. wiernych obsługiwanych przez 28 duchownych. W 1939 r. był już 47 parafii neounickich. Kler liczył sobie 1 biskupa (redemptorysta, dziś błogosławiony Mikołaj Czarnecki) 39 księży parafialnych i 31 zakonników. Dla nowo powstałego obrządku stworzono oddzielne seminarium duchowne w Dubnie (dzisiejsza Ukraina), dodatkowo zaś w Seminarium Janowskim i wileńskim funkcjonowały tzw. sekcje wschodnie. Powstały również w ramach istniejących już zgromadzeń zakonnych takich jak jezuici, studyci, bazylianie, redemptoryści, kapucyni, oblaci i marianie nowe gałęzie posługujące się rytem wschodniosłowiańskim.
31 stycznia 1927 odrodziła się neounicka parafia w Kostomłotach. Wg dokumentów Archiwów Kurii Siedleckiej została ona powołana na wniosek 12 gospodarzy kostomłockich na czele z wójtem gminy Janem Prokopiukiem, którzy wystąpili do biskupa siedleckiego z prośbą o katolickiego kapłana, biegłego w obrządku cerkiewnym. Początki odrodzonej parafii nie należały do najłatwiejszych. Nowy proboszcz katolicki nie mógł zrazu zamieszkać na plebanii, gdyż okupował ja przez długi jeszcze czas duchowny prawosławny. Dopiero wyrok prawomocnego sądu nakazujący opuszczenie bezprawnie zagarniętych w czasach carskich dóbr parafialnych przez duchownego prawosławnego pozwolił na normalne funkcjonowanie i rozwój parafii. W przededniu II wojny światowej liczyła ona 239 osób. Od 1927 r. do 1939 posługę proboszczowską pełnili następujący księża: Eugeniusz Różycki, Teodor Czystowski, Sergiusz Spytecki, Leon Tychowski, Aleksander Nikolski, oraz Jan Czornak – jezuita. W 1940 r. urząd proboszcza objął, pochodzący z pobliskiego Dokudowa młody wówczas kapłan Aleksander Przyłucki. Ten absolwent Seminarium Duchownego w Dubnie przetrwał w Kostomłotach najtrudniejszy okres w historii odrodzonej parafii greckokatolickiej. Zaraz po wojnie miejscowych Neounitów spotkał los wszystkich objętych przesiedleńczą akcją „Wisła”. Inspirowana ideologią stalinowską akcja rzuciła w 1947 r. mieszkańców Kostomłotów na daleką i obcą ziemię olsztyńską. Na miejscu, w Kostomłotach został jedynie Ks. Przyłucki, który wegetując w ekstremalnie trudnych warunkach bohatersko czekał na powrót swoich parafian. Nie zawiódł się. Większość z nich powróciła w rodzinne strony pod koniec lat 60 i na początku 70 tych. Następcą ks. Przyłuckiego został marianin o. Roman Pietka. Duszpasterzował w Kostomłotach w latach 1967 – 2007. Za jego czasów parafia podlegała jurysdykcji prymasów Polski. Ks. Piętka pochował w 1993 r. swojego poprzednika Ks. Przyłuckiego, sam zaś zmarł w Lublinie 26 marca 2011 r. w Lublinie, gdzie został pochowany.

Obecnie parafia liczy zaledwie 147 wiernych. Od 2007 r. posługą jej dwaj księża diecezji siedleckiej (birytualiści), proboszcz – Ks. Mgr Zbigniew Nikoniuk pochodzący z parafii Pratulin z rodziny o korzeniach i tradycjach unickich oraz wicedyrektor Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego w Białej Podlaskiej Ks. Mgr Andrzej Daniluk. Od tego też roku, z woli Stolicy Apostolskiej parafia podlega jurysdykcji biskupa Zbigniewa Kiernikowskiego – ordynariusza łacińskiej diecezji siedleckiej. Parafia Kostomłoty jest dziś miejscem chętnie odwiedzanym przez tysiące pielgrzymów i turystów, cenionym ośrodkiem rekolekcyjnym, zakątkiem odwiedzanym przez młodszych i starszych. Od lat mają tu miejsce spotkania ekumeniczne, obozy harcerskie, zaś w 2010 r. odbył się tu ogólno diecezjalny zlot młodzieży katolickiej obu obrządków „Jerycho Młodych”. Specyfika obrządku liturgicznego parafii Kostomłoty nie zamyka jej na współpracę z innymi wschodnimi obrządkami katolickimi. Tę jedyną w Polsce a może i w Europie i na świecie parafię katolicka obrządku bizantyjsko-słowiańskiego odwiedzają z duszpasterską pomocą kapłani Kościoła Greckokatolickiego obrządku bizantyjsko – ukraińskiego a także odradzającego się na Białorusi Kościoła Greckokatolickiego obrządku bizantyjsko – białoruskiego . Niesłabnąca popularnością cieszą się tu parafialne odpusty – bł. Męczenników z Pratulina (połączony z pieszą pielgrzymką do Pratulina trwa 3 dni i ma miejsce najczęściej w niedzielę po zakończeniu roku szkolnego) oraz św. Nikity (poł. września) połączone z biesiadami pieśni podlaskiej gromadzące setki pielgrzymów z regionu, całej Polski, a nawet z zagranicy. Atrakcyjności parafii dodaje fakt, iż od niedługiego czasu posiada ona agroturystyczna bazę noclegową. 

Po pokonaniu około 30 km zawitaliśmy do Monastyru Św. Onufrego w Jabłecznej.

Jak głoszą miejscowe przekazy ludowe, inspiracją do założenia Monasteru Jabłeczyńskiego było cudowne pojawienie się w pobliżu wsi Jabłeczna ikony św. Onufrego, która przypłynęła rzeką Bug. Mieszkańcy Jabłecznej oraz właściciele pobliskich posiadłości odczuli to jako przejaw szczególnej łaski Boga i na miejscu pojawienia się ikony założyli prawosławny monaster. Autorytatywnym dokumentem jest zapis (adnotacja) z rękopisu reguły nabożeństwa (ustawy) z roku 1498, którą brzescy mieszczanie podarowali Monasterowi św. Onufrego. Innym dokumentem jest dekret króla Zygmunta z dnia 1522 r. potwierdzający akt kupna wsi Jabłeczna wraz z „monasterem św. Onufrego nad Bugiem położonym”. Dekret ten z całą wiarygodnością potwierdza opinię o istnieniu monasteru w 1522 r. w 1527 r. monaster był dostatecznie zorganizowany, bowiem przebywający w nim od 11 lat mnich Cyryl posiadał już trzeci stopień ślubów zakonnych (anachoreta, poddawany najsurowszej regule i ascezie). Skoro jeden z braci monasteru złożył ślubowanie tej rangi, to monaster musiał już istnieć przed tym rokiem. Hipotezę tę bezspornie potwierdza inny dokument, jakim jest rękopis Ewangelii, zawierający datę napisania i dedykację. Ewangelia ta pochodzi z 1498 r. i jest pierwszą Ewangelią w Monasterze Jabłeczyńskim. W związku z tym lata 1497 – 1498 należy uznać za datę jego założenia.

Z rodowodowych ksiąg właścicieli ziemskich wsi Jabłeczna wynika, że okolicznymi posiadłościami władał bogaty, prawosławnego wyznania ród Zaberezińskich, i że w roku 1488 posiadłości te należały do Anny i Jana Zaberezińskich. W związku z tym faktycznie uznaje się ich za założycieli monasteru. Od 1529 r. kolejnymi właścicielami majątku w Jabłecznej, a jednocześnie materialnymi patronami monasteru są: Boguszowie, (pierwotnie uważani za jego założycieli), Prońscy i Leszczyńscy.

Intensywny rozwój monasteru został przerwany w następstwie Unii Brzeskiej w 1596 r. Unia ta, mimo jednoczących założeń, wywołała wiele antagonizmów oraz falę walk ideologicznych. Ekspansja unii rozprzestrzeniła się głównie i przede wszystkim na tereny zasiedlone prze ludność wyznania prawosławnego, przy czym aby wzmocnić swoją bazę egzystencjalną unici za wszelką cenę starali się przejąć prawosławne obiekty sakralne. Na Podlasiu oparł się temu jedynie Monaster Jabłeczyński, pozostając nadal prawosławnym.

Po III rozbiorze Polski w 1796r., Podlasie znalazło się pod władzą Austrii. Monaster Jabłeczyński został objęty jurysdykcją Bukowińskiego biskupa prawosławnego, a następnie po przyłączeniu Królestwa Polskiego do Rosji przeszedł pod jurysdykcję biskupa Mińskiego. W 1834 r., następuje restytucja Warszawskiej diecezji prawosławnej – od 1840 r. arcybiskupstwa, które zakresem swej działalności obejmuje również Monaster Jabłeczyński. W tym czasie wzniesione przez Ihumena Makarego w połowie XVII wieku świątynie i budynki znajdowały się w stanie takiego zniszczenia, ze przeprowadzenie kapitalnego remontu stało się sprawą nieodzowną i pilną. Wtedy pośpieszył z pomocą arcybiskup warszawski Antoni, który wątpiąc w celowość odbudowy chylących się ku upadkowi drewnianych obiektów poświęcił w 1838 r. kamień węgielny pod budowę nowej, murowanej świątyni. Budowę tę ukończono w 1840 r. Kompleks budynków składa się ze świątyni monasteru o jednej owalnej kopule uwieńczonej krzyżem, z wolnostojącej murowanej dzwonnicy, piętrowego murowanego domu zakonnego z kaplicą refektarzową na parterze. Całość, wraz z obszernym dziedzińcem, otoczona wysokim murem. Po dzień dzisiejszy budynki te są użytkowane według przeznaczenia.

Druga połowa XIX wieku rozpoczyna nowy światły okres w dziejach Monasteru Jabłeczyńskiego, znany ze wszechstronnej działalności oświatowo-religijnej. W 1889 r. otwarto przy monasterze szkołę dla psalmistów, która wykształciła wielu znakomitych dyrygentów chórów cerkiewnych. W 1906 r. wybudowano we wsi Jabłeczna piętrowy dom z przeznaczeniem na szkołę parafialną. Kształcono w niej kandydatów na katechetów i nauczycieli prawideł gramatycznych. Prowadzenie lekcji związanych z religią i nadzór nad moralnym wychowaniem młodzieży powierzono zakonnikom.

W latach 1900 – 1914 przeprowadzono w monasterze szereg renowacji: odrestaurowano wnętrze głównej świątyni, ściany pokryto freskami o wysokich walorach artystycznych, wzniesiono dwie drewniane kaplice za murami monasteru. W odległości 5 km od monasteru założono nad brzegiem jeziora „skit” (pustelnię) dla anachoretów.

W 1914 r. wybuchła I wojna światowa i większość mnichów ewakuowano do innych monasterów. Po powrocie w 1918 r. zastali swój monaster w stanie dewastacji, budynki nie miały drzwi i okien. Jedynie świątynia ocalała. Skonfiskowano majątek monasteru, zabrano na rzecz Skarbu Państwa budynki, w których mieściły się szkoły. Materialnie monaster zubożał, lecz postawa duchowa i wiara braci zakonnych nie zostały zachwiane. W 1934 r. wznowiono w monasterze działalność szkoły dla psalmistów. Ukończyło ją wielu dobrze przygotowanych dyrygentów, którzy wnieśli znaczny wkład w rozwój śpiewu liturgicznego na parafiach. Szkoła ta przetrwała do 1939 r.

W sierpniu 1942 r. hitlerowcy podpalili monaster. Spłonęły budynki mieszkalne i gospodarcze oraz biblioteka. Jedynie główna świątynia, otoczona Boską opieką, zachowała się, choć w zdewastowanym stanie. W czasie pożaru zginął z rąk okupanta jeden z zakonników. Zakończenie wojny w 1945 r. nie przyniosło upragnionego spokoju. Monaster, położony na odludziu nad Bugiem, nie mający jakiejkolwiek ochrony, narażony był na różnego rodzaju penetracje i napady grasujących band.

Po wojnie monaster powoli się odradzał. Nad jego odbudową i rozwojem pracowało wielu wybitnych przełożonych oraz bracia zakonni, wspomagani przez ludność prawosławną. Odbudowano spalone w czasie wojny budynki, usunięto wszelkie ślady zniszczeń, wprowadzono ogólny ład i porządek.

Życie monasteru odrodziło się w latach 70-tych, gdy jego przełożonym został archimandryta Sawa (Hrycuniak), obecnie metropolita Warszawski i całej Polski. Przeorem Jabłeczyńskim w latach 1979-84 był także ihumen Miron (Chodakowski), który tragicznie zginął w katastrofie pod Smoleńskiem w 2010 r., arcybiskup Hajnowski i Prawosławny Ordynariusz Wojska Polskiego.  W 1989 r. po raz kolejny (już trzeci w XX wieku) reaktywowano prawosławną diecezję chełmską pod nazwą „lubelsko-chełmska”. W latach 1988-1989 przełożonym klasztoru był ihumen Abel (Popławski), który został wyświęcony na biskupa (odnowionej) diecezji Lubelsko – Chełmskiej, przez jakiś czas mieszkał w klasztorze.

Od 1999 r. klasztor podlega bezpośrednio metropolicie warszawskiemu i zyskał status stauropigii. W latach 1999-2007 przełożonym klasztoru był obecny Prawosławny Ordynariusz WP, arcybiskup wrocławsko-szczeciński Jerzy (Pańkowski).  W latach 2007-2017 namiestnikiem monasteru był archimandryta Atanazy (Nos) obecnie ordynariusz diecezji Łódzko-Poznańskiej. W latach 2017-2019 pełniącym obowiązki namiestnika był ihumen Makary (Hrynaszkiewicz).

Od 15 października 2019 roku namiestnikiem Monasteru w Jabłecznej jest hieromnich Piotr Dawidziuk.

Ostatnim punktem naszej pielgrzymki było Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia we Włodawie Orchówku. Na północno-wschodnim krańcu Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego leży Orchówek. Kiedyś miasteczko, dziś dzielnica Włodawy. Parafia rzymskokatolicka istniała tutaj od 1507 roku. Dwie pierwsze świątynie uległy zniszczeniu, zaś w trzeciej ? pod wezwaniem św. Jana Jałmużnika ? powstałej pod koniec XVIII wieku, do dziś króluje Matka Boża Pocieszenia. Piękny obraz, umieszczony w ołtarzu głównym, został namalowany na płótnie przez nieznanego malarza pod koniec XVI lub na początku XVII wieku. Ukazuje Najświętszą Maryję Pannę z Dzieciątkiem Jezus trzymającym w lewej dłoni księgę. Madonna okryta jest granatowym maforionem z trzema złotymi gwiazdami na ramieniu. Płótno przedstawiające Maryję z Dzieciątkiem przywieźli do Orchówka augustianie w 1610 r. Trudno jednak dziś ustalić, od kiedy miejscowa ludność zaczęła traktować tę ikonę jako cudowny wizerunek Maryi Pocieszycielki. Najstarsza zachowana wzmianka na ten temat znajduje się w akcie powizytacyjnym o. Jakuba Carthei z roku 1661, który zanotował, iż obraz Matki Bożej jest tu nabożnie czczony podczas licznych uroczystości i świąt.Niestety, liczne wota i Księga Łask zaginęły w czasie rozbiorów. To był zresztą wyjątkowo dramatyczny czas w dziejach lokalnej społeczności, który w szczególnie smutny sposób zaznaczył się kasatą klasztoru augustianów w 1864 roku, a trzy lata później likwidacją parafii w Orchówku. Cudowny obraz rozpoczął wtedy ponad 60-letnią tułaczkę ? najpierw został wywieziony do Lublina, potem do Włodawy. Ziemia podlaska przeżywała wówczas okres prześladowania unitów zmuszanych do przejścia na prawosławie. Jeden z nich, Maksym Kossyk, wraz z kilkoma towarzyszami walczył o powrót obrazu na swoje miejsce. W tym celu udał się do Rzymu, by przedstawić papieżowi św. Piusowi X cierpienia katolików na Podlasiu i Chełmszczyźnie. Po pewnym czasie nastąpiło złagodzenie represji. Orchowscy parafianie wierzyli, iż pomogła im w tym ukochana Matka Boża Pocieszenia. Zmarłemu w 1925 r. Kossykowi nie było jednak dane doczekać powrotu cudownego obrazu. Orchowska Madonna wróciła w uroczystym pochodzie na swe miejsce 13 czerwca 1931 r. Otworzył się nowy rozdział historyczny kultu Bogarodzicy. Dziś kult Matki Bożej Pocieszenia jest nadal żywy.

 Dzięki gościnności OO Kapucynów, którzy opiekują się Sanktuarium na  zakończenie mieliśmy wspólne ognisko  wraz z pieczeniem kiełbasek. Dzień upłynął nam bardzo szybko. Wspólna modlitwa, integracja, poznawanie ciekawych miejsc związanych z wiarą wpłynie na pewno na rozwój naszej wspólnoty Parafialnej.